Strona:PL Verne - Czarne Indye.pdf/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 46 —

sanych, lub też podpartych grubym pokładem kamieni. Wszędzie żyły wyeksploatowane, zastępowano sztucznym nasypem.
Słupy sztuczne, ciosane były z kamieni wydobytych z kopalni sąsiednich, a teraz pod­pierały grunt, czyli podwójne piętro terenów trzeciorzędnych i czwartorzędnych, spoczywa­jących niegdyś w samym pokładzie. Ciemność zalegała wówczas tę galerye, oświetlaną bądź przez lampkę górnika, bądź przez światło elektryczne, które w ostatnich latach zastoso­wano w kopalni. Ale ciemne tunele nie powtarzały odgłosu skrzypu wagonów, toczących się po szynach, ani oddechu wentylatorów wdychających powietrze, ani głosu robotni­ków pchających wózki, ani rżenia koni i mu­łów, ani uderzeń oskardu, ani trzasku pioru­nującego, który rozsadzał skały.
— Czy chcesz pan spocząć przez chwilę? — zapytał młodzieniec.
— Nie, mój chłopcze — odrzekł inżynier — spieszno mi przybyć do starego Szymona.
— A więc, idź pan za mną, panie Starr. Będę panu służył za przewodnika, chociaż jestem pewien, że i sam nie pobłądziłbyś w tym ciemnym labiryncie galeryi.
— Zapewne! Mam cały plan starej kopalni w głowie.
Henryk, poprzedzając inżyniera i podno­-