Strona:PL Verne - Czarne Indye.pdf/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 38 —

nie maszyn, dawniej połyskujących częściami metalowemi. Całe ściany opadłe leżały na ziemi wśród belek rozbitych i zzieleniałych od wil­goci. Szczątki łańcuchów wiszących, na któ­rych opierały się pompy wydobywające, opar­cia połamane lub pogięte, tryby bezzębne, dźwignie wywrócone, rusztowania z przyczepionemu gdzie niegdzie popsutemi drabinami, niby wielkie kości fantastycznego potwora ichtyozaura, szyny, rzucone na przejściu, opuszczonem dzisiaj i oparte jeszcze na paru słup­kach chwiejących, tramwaje, któreby już unieść nie mogły najmniejszego wagonika pu­stego, — oto rozpaczliwy obraz sztolni Do­chart.
Obramowanie szybu, o powybijanych ka­mieniach, znikało pod gęstymi mchami. Tutaj widać było jeszcze ślady klatki, tam resztki ogrodzenia, gdzie składano węgiel, który roz­bierano podług gatunku i wielkości. W reszcie szczątki beczek, u których wisiały jeszcze kawałki łańcuchów, resztki olbrzymich rusztowań, ściany kotła rozbitego, poskręcane rury, dłu­gie dźwignie, które się spuszczały nad otwo­rem studni od pomp, kładki chwiejące się od podmuchu wiatru, mostki uginające się pod nogą, mury porysowane, dachy na poły zapadłe, skąd się wznosiły jeszcze kominy; z tego wszystkiego wiało uczucie opuszczenia, nędzy,