Strona:PL Verne - Czarne Indye.pdf/43

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 35 —

bezpieczeństwa, wypuszczającej białą parę. Grunt dawniej czarny od prochu węglanego, miał dziś wygląd czysty, do czego oko Jamesa Starr nie było przyzwyczajone. Skoro inżynier się zatrzymywał, Henryk Ford czynił to samo. Młody górnik czekał w milczeniu. Czuł on dobrze co się działo w duszy jego towarzy­sza i podzielał to wrażenie, on, dziecię ko­palni, którego życie całe upłynęło w głębi tego gruntu.
— Tak, tak Henryku, wszystko się tu zmie­niło — mówił James Starr. — Ale trudno, bo­gactwa kopalni musiały się wreszcie wyczerpać. Żałujesz pewnie tych czasów?
— Żałuję bardzo panie Starr — odrzekł Henryk — praca była ciężką, ale nas zajmo­wała, jak każda walka.
— Niezawodnie mój chłopcze! Walka była nieustanną, niebezpieczeństwo zasypania, po­żaru, zalewów, uderzeń, eksplozyi gazów, które rażą jak od pioruna. Trzeba było stawiać czoło tym niebezpieczeństwom. Dobrze mówisz! Była to walka i z tego powodu życie pełne wzruszeń.
— Górnicy z Alloa szczęśliwsi są od na­szych, panie Starr!
— Niezawodnie Henryku — odparł inży­nier.
— Szkoda doprawdy, że cała kula ziem-