Strona:PL Verne - Czarne Indye.pdf/254

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 246 —

o nim bez trwogi, pojmuję również dlaczego nie chciała wydać swego pradziada. Jakież smutne dni spędzać musiała przy tym starcu.
— W istocie! — odrzekł Szymon Ford — pomiędzy tym dzikim człowiekiem i jego harfangiem, nie mniej dzikim od niego, bo niezawodnie i ten ptak żyje jeszcze. On to mu­siał zgasić naszą lampkę, z jego przyczyny Henryk i Nella uwieszeni na sznurze poderżniętym, o mało co nie zginęli.
— Rozumiem teraz — rzekła Magdalena — jak go musiała podrażnić wieść o ślubie jego prawnuczki z naszym synem, i to mu do re­szty rozum odebrało.
— Połączenie Nelly z synem tego, który jak powiada, wykradł mu ostatnie pokłady węgla z Aberfoyle, musiało go naturalnie mo­cno zirytować — rzekł Szymon Ford.
— Trzeba jednak będzie, żeby się z tą myślą pogodził — zawołał Henryk. — Chociaż jest przeciwny wszelkim oznakom życia spo­łecznego, to jednak przekonać go łatwo możemy, że obecne życie Nelly więcej warte od dawniejszego, spędzonego w podziemiach ko­palni. Jestem pewien, panie Starr, że gdybyśmy go tylko w nasze ręce dostali, potrafilibyśmy go nawrócić!...
— Niepodobna nawracać szalonych, mój kochany Henryku! — odrzekł inżynier. — Le­-