Strona:PL Verne - Czarne Indye.pdf/242

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 234 —

dnie na ten widok w rozpaczy, gdyby jeszcze był przy życiu.
Wogóle wypadek nie został wytłómaczony i James Starr, Szymon oraz Henryk zapyty­wali sami siebie, czy nagłe zapadnięcie jeziora nie należy przypisać jakiej nowej, niewidzial­nej złośliwości. Podejrzenie wkradło się znowuż do ich umysłów. Czyż ten zły geniusz zamierza ponownie rozpocząć swoje wycieczki przeciw pracującym w kopalni?
W kilka dni potem, James Starr rozmawiał o tem na folwarku ze starym nadsztygarem i jego synem.
— Wiecie co, Szymonie — rzekł do nich — mam jakieś przeczucie, że ten wypadek z jeziorem należy do kategoryi zjawisk, których powodu, jak dotąd, napróżno szukamy.
— I ja tak myślę — odpowiedział Szy­mon. — Ale na miłość Boską, panie James, nie rozgłaszajmy naszych przypuszczeń i działajmy ostrożnie, jeżeli chcemy wykryć prawdę.
— Oh! — zawołał inżynier — wiem z góry, jaki będzie skutek naszych poszukiwań.
— Jakiż to, panie?
— Znajdziemy dowody zbrodni, ale nie znajdziemy winowajcy.
— A jednak on istnieje! — zawołał Szy­mon Ford. Gdzież się ukrywa? Jeden jedyny człowiek, choćby niewiem jak przewrotny,