Strona:PL Verne - Czarne Indye.pdf/211

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 203 —

życa gasi jasność gwiazd szóstego rzędu i dla­tego nikną one po jego drodze.
— Jakież to piękne! — powtarzała Nella, która pochłaniała wszystko wzrokiem. — Ale zdawało mi się, że księżyc powinien być okrągły.
— Jest okrągły w pełni — odpowiedział James Starr — czyli, gdy stoi na przeciwnej stronie od słońca. Ale dzisiaj, księżyc wcho­dzi w ostatnią swoją kwadrę i już mu brak kawałka; zamiast srebrnej tacy Jakóba, mamy raczej miseczkę do golenia.
— Pfe! panie Starr, jakże niegodne poró­wnanie. Chciałem właśnie zaintonować kilka śpiewek na cześć księżyca:

Gwiazdo nocy, która w sercach
Koisz...

Ale nie! Teraz to niepodobna! Niepoetyczna miseczka przerwała mi natchnienie!
Księżyc tymczasem wznosił się coraz wy­żej na horyzoncie. Ostatnie pary wodne zni­kały z jego przybyciem. U zenitu i na zachodzie, gwiazdy błyszczały na tle czarnem, które od blasku księżyca pobladło. Nella podziwiała w milczeniu ten cudowny widok, oczy jej znosiły z łatwością łagodne światło srebrzyste, ale ręka jej, drżąc w dłoni Henryka, dowodziła wzruszenia.