Strona:PL Verne - Czarne Indye.pdf/207

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 199 —

Sinawe obłoki zasnuwały horyzont, parte podmuchem północno-zachodnim, odświeżają­cym powietrze. Dzień był piękny, i noc obie­cywała być pogodną.
Przybywszy do Stirling, Nella i jej towa­rzysze wysiedli z pociągu i opuścili dworzec.
Przed nimi, wśród drzew wysokich, roz­ciągała się droga, prowadząca do brzegów Forthu.
Pierwsze wrażenie, jakie otrzymała Nella, było uczucie świeżości powietrza, które jej płuca wciągały chciwie.
— Odetchnij głęboko Nello — rzekł James Starr — oddychaj tem powietrzem, przesiąkniętem ożywczymi zapachami wioski!
— Skąd te wielkie kłęby dymów płyną nad naszemi głowami? — zapytała Nella.
— To są obłoki i chmury — odpowiedział Henryk — inaczej mówiąc, pary zgęszczone, które wiatr popycha na zachód.
— Ach! — rzekła Nella — chciałabym tak lecieć z niemi w tej ciszy nocnej! — A te punkciki błyszczące, które świecą po przez chmury?
— To gwiazdy, o których ci już mówiłem Nello. Ile tych gwiazd, tyle słońc, tyle świa­tów, podobnych może do naszego.
Konstelacye zarysowały się wyraźniej na