Strona:PL Verne - Czarne Indye.pdf/174

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 166 —

Potwór skrzydlaty zatrzymał się na chwilę, i z góry napadł na Henryka z dziką zaciętością. Henryk miał tylko prawą rękę wolną i nią się zastawiał od silnych uderzeń olbrzymiego dzioba i skrzydeł.
Bronił się zatem, zakrywając o ile mógł dziecko.
Ale ptak nie na dziecko się rzucał, tylko na niego.
Henryk, kręcąc się wraz z sznurem w koło, nie mógł go trafić nożem odrazu.
Walka się przedłużała. Henryk krzyknął z całych sił, spodziewając się, że towarzysze usłyszą jego wołanie.
Tak się też stało i sznur prędzej zaczął się unosić.
Pozostawało jeszcze około osiemdziesiąt stóp do przebycia.
Ptak rzucił się wtedy na Henryka ze zdwojoną siłą. Henryk zdołał go zranić w skrzydło; ptak wrzasnął straszliwie i znikł w głębi szybu.
Ale Henryk, wywijając obosiecznym nożem, żeby ranić ptaka, nadciął niebacznie jedną stronę liny.
Rozpacz go ogarnęła i krzyknął przeraźliwie.
Silniejsze trzeszczenie sznura oznajmiło,