Strona:PL Verne - Czarne Indye.pdf/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 107 —

pokładu węglowego od wszelkiej eksploatacyi? W istocie było to nonsensem, ale fakty mówiły same przez się i gromadziły się w taki sposób, że zmieniały przypuszczenia w pe­wność.
Tym czasem położenie poszukiwaczy sta­wało się coraz gorsze, musieli jeszcze iść przez pięć mil galeryą, prowadzącą do sztolni Do­chart, wśród głębokich ciemności, następnie dobrą godzinę drogi od wyłomu do samego folwarku.
— Idźmy dalej — rzekł Szymon — nie mamy chwili do stracenia, będziemy szli po omacku, jak niewidomi, ale niepodobna zabłądzić — tunele po obu stronach drogi naszej, to wązkie przejścia, kretowiska, a idąc główną galeryą, dojdziemy niebawem do otworu, przez który tutaj się dostaliśmy, następnie, to już nasza stara kopalnia, znamy ją i nie poraz pierwszy z Henrykiem będziemy ją przebiegali bez światła. Zresztą, znajdziemy nasze lampki, które zostawiliśmy, a teraz w drogę. Henryku naprzód! Panie James, proszę iść za nim, da­lej Magdalena, a ja zamknę pochód. Nadewszystko nie rozdzielajmy się i następujmy sobie na pięty.
Należało ściśle trzymać się rozkazu starego nadsztygara. Po omacku niepodobnem było zmylić drogi. Trzeba tylko było zastąpić oczy