Strona:PL Verne - Czarne Indye.pdf/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 100 —

odparł inżynier. — Trzeba też będzie pomy­śleć o powrocie na folwark.
— Lampa nasza może nam jeszcze star­czyć na dziesięć godzin, panie Starr — rzekł Henryk.
— No, to w każdym razie zatrzymajmy się tutaj - odrzekł James Starr. — Przyznaję, że nogi moje domagają się odpoczynku! A wy, Magdaleno, czyż nie odczuwacie zmęczenia po tak długiej wycieczce?
— Jeszcze nie bardzo, panie James — od­powiedziała tęga szkotka. — Mamy zwyczaj chodzić po całych dniach w starej kopalni Aberfoyle.
— Ho! ho! — dodał Szymon Ford. — Ma­gdalena w razie potrzeby przeszłaby dziesięć razy tę drogę tam i napowrót! Ale teraz, pa­nie James, może mi pan powie, czy słusznie pana trudziłem ? Zaprzecz pan temu, jeżeli możesz, panie James!
— Mój stary towarzyszu — odrzekł inży­nier — dawno podobnej nie uczuwałem ra­dości. To cośmy oglądali w tej cudownej ko­palni, zdaje się wskazywać, że jej rozległość przynajmniej wzdłuż, jest bardzo znaczną.
— I wzdłuż i wszerz, panie James — od­parł Szymon Ford.
— Dowiemy się o tem wkrótce.
— Ręczę za to! Może pan polegać na