Strona:PL Unamuno - Mgła.djvu/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Złą? powiedziałaś: złą? Nie, ona jest aniołem, tak, jak i ty... tylko że mnie nie kocha, nie kocha!
Tutaj głos Augusta załamał się, a jego oczy napełniły się łzami.
— Biedny don August!
— Masz rację, Rosario! Biedny don August! Ale proszę cię, Rosario, opuść to „don“ i powiedz biedny August.
— Ależ proszę pana!...
— Powiedz: biedny August!
— Skoro tak pan koniecznie chce: „biedny August!“
August usiadł — Chodź do mnie!
Rosario zbliżyła się, jakby wprawiona w ruch ukrytą sprężyną. Pierś jej falowała.
August wziął ją w ramiona, posadził na swych kolanach, przycisnął do piersi i zbliżając twarz do pałających policzków dziewczyny, zaczął mówić:
— Ach, Rosario, Rosario, sam nie wiem, co się ze mną dzieje! Ta kobieta, którą nazwałaś złą, otworzyła mi oczy na wszystko. Nie żyłem, a teraz żyję. Lecz odkąd nauczyłem się żyć, zrozumiałem także, co to znaczy umierać! Pragnąłbym uciec od tej kobiety, chciałbym się obronić przed jej spojrzeniem. Czy dopomożesz mi, Rosario? Czy dopomożesz mi?
Cichutkie i słodkie: „tak“ przeniknęło do uszu Augusta.
— Nie mogę sobie zdać sprawy z tego, co robię, co mówię, co myślę! Sam nie wiem, czy jestem zakochany w tej kobiecie, którą nazwałaś złą...
— Ależ panie Auguście... to, co ja...
— Auguście! — poprostu — Auguście!!!
— Auguście, to, co ja...
65