Strona:PL Unamuno - Mgła.djvu/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— ...Jeżeli chodzi o mnie, był to istotnie przypadek szczęśliwy!
— Jest pan bardzo uprzejmym człowiekiem — zauważył don Firmin. Później dodał: „Rzeczami i ludźmi rządzą tajemnicze prawa, których człowiek przewidzieć nie może. Według moich poglądów... ale, ale trzeba panu wiedzieć, że ja mam na każdą rzecz mój osobisty pogląd...“
— Nie nudź nas Firminie! Powtarzasz ciągle w kółko jedno i to samo. Niech pan mi powie, don Auguście, jak to się stałe, że przybiegł pan tak szybko na pomoc tej biednej ptaszynie?
— Będę szczery wobec pani. Otworzę przed panią całą moją duszę! Oddawna krążę już koło domu...
— Koło naszego domu?
— Tak, proszę pani. Pani siostrzenica jest zachwycająca!
— Rozumiem teraz, co pan nazywa szczęśliwym trafem. Istnieją widocznie opatrznościowe kanarki.
— Któż zna drogi opatrzności, rzekł z westchnieniem don Firmin.
— Ja je znam, mój drogi, ja! — wykrzyknęła ciotka. I zwracając się do Augusta, rzekła: „Drzwi naszego domu stoją zawsze otworem dla pana! Bagatela! Syn donia Soledad! Musi mi pan przyrzec, że mi pan dopomoże. Wspólnemi siłami wybijemy tej małej z głowy kaprysy i fumy!
— ...I odbierzecie jej wolność — dodał don Firmin.
— Zamilcz! Nie popisuj się przed panem swemi anarchistycznemi teorjami!...
— Pan jest anarchistą? — wykrzyknął August.
Błogość rozlała się na obliczu don Firmina Rzekł ze słodyczą w głosie: