Strona:PL Unamuno - Mgła.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Na progu pokoju stanął wuj Eugenji. Miał na oczach ciemne okulary i szlafmycę na głowie. Zbliżył się majestatycznym krokiem, usiadł obok Augusta i rzekł z namaszczeniem.
— „W języku eperanto istnieje jedno zdanie, któreby można było przetłumaczyć w następujący sposób:
„Czyż nie jesteście przekonani, że dzięki językowi esperanto nastanie niedługo pokój powszechny?“.
August w pierwszej chwili chciał się rzucić do ucieczki, zatrzymała go jednak miłość do Eugenji.
Wuj mówił dalej ciągle w esperanto.
Wreszcie August ośmielił się zauważyć:
— Ależ ja nie rozumiem ani jednego słowa!
— Jestem przekonana, że przemawia do pana tym przeklętym żargonem, który się zwie esperanto — rzekła ciotka Eugenji, stając na progu. Później zwróciła się do męża:
— Firminie! Ten pan odniósł Pinchina. Jak wiesz, Pinchin zleciał na ulicę. Ten pan pierwszy przybiegł z pomocą. Z kim mamy zaszczyt proszę pana? — dodała, patrząc łaskawie na Augusta.
Jestem August Perez, syn wdowy Perez de Rovira. Prawdopodobnie nazwisko to nie jest pani obce?
— Donia Soledad?
— Tak... donia Soleded!
— Znałam bardzo dobrze matkę pańską. Była to niepospolita kobieta. Wzór wszystkich żon i matek.
— Cieszę się, że obecnie poznaję jej syna.
— A ja cieszę się, że dzięki szczęśliwemu przypadkowi mogłem zawrzeć znajomość z panią.
— Jakto? Tragedję Pinchina nazywa pan szczęśliwym przypadkiem?