Strona:PL Unamuno - Mgła.djvu/218

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Powieść tę już napisałem.
— Wiem! O wszystkiem pan już napisał. Chciałbym tylko zwrócić panu uwagę, że pański pomysł powołania mnie do życia z powrotem, poto, abym sobie później sam życie odebrał, jest absurdem, niemożliwością...
— Jakto, niemożliwością? — rzekłem.
— Wówczas, gdyśmy rozmawiali ostatni raz w pańskim gabinecie, powiedziałem panu, że my, istoty fikcyjne, jak pan nas nazywa, mamy swoją własną logikę, a ten, który nas stworzył nie może robić z nami tego wszystkiego, co mu się podoba. Przypomina pan sobie?
— Oczywiście!
— A teraz, chociaż pan jest Hiszpanem... to podoba mi się, lub nie podoba“ — nie jest zgoła groźne — nieprawdaż don Miguelu?
— Tak, ponieważ we śnie nie odczuwam nic, ani niczego nie pragnę.
— Kto śni, nie odczuwa żadnych pragnień. Ale pan, jak i wszyscy ludzie, śpiąc, śni. Śnicie, że macie jakieś pragnienia, podczas, gdy w istocie...
— Masz szczęście, że śpię — rzekłem do niego — w przeciwnym razie...
— W przeciwnym razie byłoby to samo. Podołanie mnie do życia z powrotem jest niemożliwe. Nic pan nie może, choćby pan nie wiem, jak chciał, albo śnił, że chce....
— Jakto?
— Może pan wydać na świat, może pan także zabić istotę fikcyjną, może pan, ją zabić, jako człowieka z krwi i ciała. Lecz skoro pan ją raz zabije, już jej pan nie odrodzi! Wydać na świat człowieka śmiertelnego, człowieka z krwi i ciała, to jest rzecz łatwa, bardzo łatwa, aż za łatwa, niestety! Zabić człowieka śmiertelnego jest także łatwo,