Strona:PL Turgeniew - Ojcowie i dzieci.djvu/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stanęli i długo namawiał go, ażeby złożył z nim razem wizytę gubernatorowi.
— Cóż robić! — rzekł nakoniec nihilista, — wlazłeś między wrony, musisz krakać, jak i one. Kiedy oglądać panów obywateli, to oglądać.
Gubernator przyjął młodych ludzi uprzejmie, ale nie prosił ich siedzieć i sam także nie usiadł. Był to jeden z tych ludzi, którzy wiecznie mają swą urzędową głowę czemś nabitą i ciągle się im śpieszy; od samego rana wdziewał na siebie ciasny wicemundur i tęgi halsztuk, a nigdy nie dojadł i nie dopił. W gubernji nazywali go „Burdaloue“, bynajmniej nie przez wzgląd na znanego kaznodzieję francuskiego, tylko z powodu pokrewieństwa tego nazwiska z wyrazem: burda. I Kirsanowa i Bazarowa zaprosił na bal, a po upływie dwóch minut zaproszenie ponowił, nazywając obu tym razem braćmi Kajsarow’ami.
Już wracali od gubernatora do domu, gdy nagle z przejeżdżającej dorożki wyskoczył człowiek małego wzrostu, w słowianofilskiej węgierce i z okrzykiem: „Eugeniusz Wasiljicz“! rzucił się na spotkanie Bazarowa.
— A, to wy, Herr Sitnikow, — odezwał się ten ostatni, nie zatrzymując się — cóż za traf?
— Wyobraź pan sobie, czysty przypadek, — odpowiedział, i odwróciwszy się ku dorożkarzowi machnął kilkakrotnie ręką, mówiąc: jedź za nami! — Mój ojciec ma tutaj sprawę, — mówił dalej, przeskakując przez rynsztok, — poprosił mię przeto... Dziś dowiedziałem się o przyjeździe pana i już byłem u was z odwiedzinami. (I w rzeczy samej obaj przyjaciele, za powrotem do domu, znaleźli na stole bilet wizytowy z zagiętemi rogami i z nazwiskiem Sitni-