Strona:PL Turgeniew - Ojcowie i dzieci.djvu/224

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i dbać tylko o opinję świata; jużeśmy starzy, życie nauczyło nas pokory, czas odłożyć na bok wszelką próżność. Teraz, jak powiedziałeś, weźmy się do spełnienia naszych obowiązków, a zobaczysz, że w dodatku do tego gotowiśmy jeszcze i szczęście posiąść. —
Mikołaj Piotrowicz uścisnął swojego brata.
— Otworzyłeś mi oczy ostatecznie! — zawołał. — Nie napróżno zawsze mówiłem, że jesteś najlepszym i najrozumniejszym człowiekiem na świecie; teraz zaś widzę, że jesteś równie mądry, jak szlachetny.
— Ciszej, ciszej, — przerwał mu Paweł Piotrowicz. — Nie mów tak wiele o rozumie twojego brata, który w pięćdziesiątym roku życia pojedynkował się, jak smarkacz. A zatem rzecz ułożona: Teniczka będzie moją... belle-soeur.
— Drogi Pawle! ale co powie Arkadjusz?
— Arkadjusz? on się ucieszy!... Małżeństwo nie znajduje się wprawdzie w programie jego zasad, ale pochlebi to jego poczuciu równości. Zresztą, w rzeczy samej, skąd tam jeszcze kasty au dixneuvième siècle?
— Ach! Pawle, Pawle! pozwól, że cię raz jeszcze pocałuję. Nie bój się, ostrożnie.
Bracia uścisnęli się.
— Jak sądzisz, czy nie powiedzieć jej zaraz o twoim zamiarze? — spytał Paweł Piotrowicz.
— Poco się śpieszyć? — odparł Mikołaj Piotrowicz. — Czy między wami była mowa o tem?
— Między nami. Quelle idée!
— No to i dobrze. Przedewszystkiem przyjdź do zdrowia, a co się odwlecze, to nie uciecze. Trzeba to dobrze obmyśleć, zastanowić się nad tem...
— Ale jesteś zdecydowany?