Strona:PL Turgeniew - Ojcowie i dzieci.djvu/208

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Do miłego widzenia się z łaskawym panem, — rzekł Bazarow, odprowadzając gościa.
Paweł Piotrowicz wyszedł, a Bazarow postał przede drzwiami, a potem zawołał... „Tfu do czorta, a to mi ładna i głupia historja! A tośmy komedję tu wymyśleli! Uczone psy tańcują w ten sposób na tylnych łapach. Ale odmówić było niepodobna; mógłby uderzyć mnie, a wtedy... (Bazarow zbladł na samą myśl o tem; cała jego duma dębem stanęła) wtedy musiałbym zdusić go jak kota“. Powrócił do swojego mikroskopu, lecz serce mu biło i znikła spokojność, niezbędna do naukowych obserwacyj. „On nas zobaczył dzisiaj, myślał sobie; ale czyżby tak za bratem się ujmował? Cóż to zresztą tak ważnego, pocałunek? Coś innego jest w tem. Czy on czasem sam nie zakochany? rozumie się, zakochany; to jasne, jak słońce. Nieznośna sprawa! nieznośna pod każdym względem! Najprzód trzeba będzie nastawić czoło i bądź co bądź, wyjechać; a tu Arkadjusz... i to cielątko, Mikołaj Piotrowicz. Nieznośnie, nieznośnie!“
Dzień minął jakoś niezmiernie spokojnie i nudno. Teniczki jak gdyby na świecie nie było; siedziała w swojej izdebce, jak mysz w jamie. Mikołaj Piotrowicz miał minę zatroskaną: doniesiono mu, że na pszenicy, w której szczególną pokładał nadzieję, pokazała się śnieć. Paweł Piotrowicz zdumiewał wszystkich. nawet Prokofiicza, swoją lodowatą uprzejmością. Bazarow zaczął pisać list do ojca, ale podarł go i rzucił pod stół. „Jeżeli umrę, pomyślał, i tak się dowiedzą; ale ja nie zginę, nie, ja jeszcze długo będę się wałęsał po świecie“. Kazał Piotrowi przyjść do siebie nazajutrz skoro świt, w bardzo ważnym intere-