Strona:PL Turgeniew - Ojcowie i dzieci.djvu/175

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ten człowiek. Jeżeli popatrzysz tak z boku a zdaleka na spokojne życie, jakie tu wiodą „ojcowie“, zdaje ci się: czego wymagać? Jedz, pij i miej to przekonanie, że postępujesz jak najprawidłowiej, bardzo rozumnie. Innego tymczasem, przy takiem życiu, tęsknota pognębi. Chciałoby się żyć z ludźmi, bodaj aby swarzyć się, byle żyć z nimi.
— Należy tak urządzić życie, ażeby każda w niem chwilka miała swoje znaczenie, — wyrzekł w zadumaniu Arkadjusz.
— Kto to mówi? To, co posiada jakieś znaczenie, choćby nie miało w sobie prawdy, daje przyjemność; zresztą i z tem, co jest bez znaczenia możnaby się pogodzić... ale głupstwa, brednie... w tem cała bieda.
— Niema głupstw dla człowieka, jeżeli tylko on nie chce ich uznać.
— Hm... to, co powiedziałeś jest odwrotnym komunałem.
— Co to znaczy?
— Co? Powiedzieć np. że oświata pożyteczna, jest to komunał; powiedzieć zaś, że oświata szkodliwa, jest to komunał naodwrót. Niby jest to coś odmiennego, ale w gruncie jedno i to samo.
— Lecz po której stronie prawda? Gdzie ona?
— Gdzie? Odpowiem ci, jak echo: gdzie?
— Jesteś dzisiaj w melancholijnym nastroju, Eugenjuszu.
— Czy tak? Widać, że mnie słońce rozgrzało; zresztą i malin nie trzeba było jeść tak wiele.
— W takim razie nieźle jest przespać się, — zrobił uwagę Arkadjusz.
— Dobrze; tylko nie patrz na mnie; każdy człowiek głupio wygląda, kiedy śpi.