Strona:PL Turgeniew - Ojcowie i dzieci.djvu/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rał. Cóż ja tam! Dymisjonowany sztabs lekarz, wolatu (voilà tout); teraz agronomem się zrobiłem. Służyłem w brygadzie waszego dziadka, dodał zwracając się do Arkadjusza. Tak, tak, dużo się w życiu widziało. A w jakich to człowiek towarzystwach nie bywał, z kim się nie znał! Ja, ten sam, który stoję teraz przed wami, macałem puls księcia Witgensteina i Żukowskiego. Tych w armji południowej, tych z czternastego grudnia, pojmiecie (tu Wasil Iwanowicz znacząco ściągnął wargi), znałem wszystkich po imieniu. A wasz dziadek, był to człowiek bardzo szanowny, prawdziwy żołnierz.
— No, no, przyznaj, że to był matołek i tyran, — zwolna odezwał się Bazarow.
— Ach, Eugeniuszu, jakże ty się wyrażasz! przez litość... Generał Kirsanow nie należał, to pewna, do liczby...
— Pal go kaci, — przerwał Bazarow. Kiedym tu dojeżdżał, aż się ucieszyłem z twojej brzeziny: sławnie urosła.
Wasil Iwanowicz ożywił się.
— A zobaczno tylko, jaki u mnie teraz ogród! Sam każde drzewo sadziłem. I owoce są, i jagody, i wszelkie zioła lekarskie. Już gadajcie sobie co chcecie, młodzi panowie, ale stary Paracels bądź co bądź powiedział prawdę: in herbis, verbis et lapidibus... Wiesz dobrze, iż się wyrzekłem praktyki, a jednakże raz, dwa razy na tydzień wypada mi czasem przypomnieć sobie coś z dawnego rzemiosła. Radzą się — nie wypada odmawiać. Biedni najczęściej się zgłaszają. Zresztą i doktorów niema tu wcale. Jeden sąsiad tutejszy, wystaw sobie, dymisjonowany major, leczy także. Pytam się o niego: czy uczył się medycyny? Mówią