Strona:PL Turgeniew - Ojcowie i dzieci.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wierzysz, czy nie, wszystko mi jedno!“ Wolniutko przeczesywał faworyty długiemi palcami, a oczyma rzucał z kątą w kąt.
— Mniemasz pan zatem, — odezwała się Anna Siergiejewna — że gdy społeczeństwo się poprawi, nie będzie już na świecie ani głupich, ani złych ludzi?
— W prawidłowym ustroju społeczeństwa będzie to już przynajmniej wszystko jedno, czy kto głupi, czy mądry, zły, czy dobry.
— Rozumiem; wszyscy będą mieli identyczne śledziony.
— Tak, łaskawa pani.
Odincowa zwróciła się teraz do Arkadjusza:
— A jakie wasze zdanie, Arkadjuszu Mikołajewiczu?
— Ja się zgadzam z Eugeniuszem! — odpowiedział.
Katja spojrzała nań ukradkiem.
— Wprawiacie mnie w podziw, moi panowie — rzekła Odincowa, — ale pomówimy jeszcze o tem. Teraz, jak słyszę, ciocia idzie na herbatę; powinniśmy oszczędzić jej uszu.
Ciocia Anny Siergiejewny, księżna Ch..., kobieta chuda i maleńka, z twarzą jak piąstka i z nieruchomemi, złośliwemi oczyma, weszła, a zaledwie skłoniwszy się gościom, usiadła na aksamitnym fotelu, z którego nikt prócz niej nie miał prawa korzystać! Katja podała jej stołeczek pod nogi; staruszka nie podziękowała jej nawet spojrzeniem, poruszyła tylko rękami pod żółtym szalem, który pokrywał prawie całą jej drobną figurkę. Księżna kochała się w żółtym kolorze; miała i przy czepku jaskrawo-żółte wstążki.
— Jak ciocia spała? — zapytała się Odincowa, podniósłszy głos.