Strona:PL Tripplin - Podróż po księżycu, odbyta przez Serafina Bolińskiego.pdf/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Widzisz, panie Nafirze, my sami nie wiemy, czy nam posiadanie téj wyspy korzyść lub stratę przynosiło. Umysły mieszkańców Snu, są pod wszystkiemi względami nadzwyczaj rozdwojone. Teraz Snogrodzianie, sami nie wiedzą co mają myśleć, życzyć sobie lub pragnąć, i rzucili się jednomyślnie prawie w objęcia religii, którą tak pojmują jak wszystkie inne rzeczy, to jest rzewnie lecz nieudolnie, zbyt wiele sercem a zbyt mało rozumem.
— Czy i w Snogrodzie łamią chłopom lotki, a mieszczanom wyskubują po jedném skrzydle?
— Tam jest niby inny system dzielenia ludności na stany: każdemu wolno nosić skrzydła, który za nie opłaca podatek. Zobaczysz tam ubogich hrabiów i książąt, chodzących piechotą z wyskubanemi skrzydłami, zwieszonemi na dół jak płetwy, a w tym samym czasie widzisz brodatych żydów, latających na pysznych skrzydłach.
— Wielki Boże w Niebiosach! Żydzi na księżycu?! zawołałem chwytając się rękoma i skrzydłami za głowę.
— Tu u nas w Jasnogrodzie tak dobrze jak gdyby ich nie było: porównani w obliczu prawa z nami wszystkiemi, wsiąkli do towarzystwa.
— Że to panna Lawinia, osoba jak się zdaje tak dobrze chowana, lubi zamieszkiwać taki kraj?