Strona:PL Tripplin - Podróż po księżycu, odbyta przez Serafina Bolińskiego.pdf/210

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Podniosłem się z posłania, ubrałem się i poszliśmy obadwaj do pobliskiego gaiku. Zastaliśmy tam czekających już na nas zawsze tych samych chłopaczków. Jeden z nich trzymał w przednich łapkach broń jakąś, jak mi się zdawało palną, dość podobną do naszéj strzelby. Na rozkaz Szatana, chłopczyk wystrzelił, a ja zdumiony ujrzałem u mych nóg kilkanaście ślicznie upieczonych skowronków.
— Jedz, rzekł mi mój towarzysz, może nie lubisz skowronków; oni dla tego wybrali ten rodzaj ptaków, że zwykle karmią niemi tu małpy, a są w tém przekonaniu, że ty należysz do gatunku tych figlarnych zwierząt.
Nie odpowiedziałem nic tą razą, zajadając z niesłychanym apetytem smaczną pieczonkę; przyszło mi tylko na myśl przysłowie, że jest kraj, w którym: „pieczone gołąbki, same wlatają do gąbki, “ i domyśliłem się zaraz, że to w tém przysłowiu musi być mowa o księżycu.
— Dziwi cię i to zapewnie, zagadnął mnie Szatan, że ten chłopak wystrzeliwszy zabił już upieczone skowronki? Wiedz, że tutejszy proch ma własność nie tylko zabijania zwierzyny, ale zarazem oskubania jéj, wypatroszenia i upieczenia jak na rożnie.
Po tém śniadaniu puściliśmy się w dalszą drogę.