mią się kamienne grzebienie niezmiernych olbrzymów, odgraniczających nas od północy. Szkoda, że taka noc okropna poprzedza najszczęśliwszy życia mojego dzień!
Lecz cóż to za czerwony, ciemno-czerwony meteor krąży w tym czarnym obłoku, co tli zawieszony jak wyspa z kiru sam jeden na niebieskim firmamencie, tuż nad moją wieżą? Czémże może być ten czerwony w obłoku krążący meteor?
Spojrzyjmy przez teleskop.
Tak ciemno, że teleskop nic ukazać nie może: widzę tylko czarne jak atrament tło, purpurowe światło i cóś migocącego się około światła, czasem je zasłaniającego.
Co to być może?
Ha! nie lękajmy się straszliwéj już się zbliżającej burzy, i korzystając ze skrzydeł puśćmy się na zwiady prosto na zenit ku meteorowi.
Lecz tym razem dla bezpieczeństwa wziąłem z sobą broń: szpadę ogniem pałającą.
Wzbijam się wysoko w zenit, jak strzała wypuszczona pionowo, mknę i szybuję aż śpiewają moje skrzydła, jak u łabędzia, który zdąża do swéj ojczyzny.
Jestem pod szarym obłokiem, tuż pod nim; wkraczam w czarny obłok, ostrożnie się zbliżam do światła, powoli, podstępnie.
Strona:PL Tripplin - Podróż po księżycu, odbyta przez Serafina Bolińskiego.pdf/171
Ta strona została przepisana.