Strona:PL Tripplin - Podróż po księżycu, odbyta przez Serafina Bolińskiego.pdf/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Umarli przed wcześnie, mówiła Lawinia, i zostawili nas sierotami, mnie i brata Icangi, wychowanych raczéj pieszczotliwie jak starannie, wielkim kosztem, ale tylko na ludzi bawić się lubiących, a do niczego dzielnego niezdolnych. Majątku nam nie zostawili prawie żadnego, jakież to szczęście, że w wujaszku, który się tymczasem zbogacił i pozostał starym kawalerem, znaleźliśmy tak dobrego i hojnego opiekuna. Wujaszek przecież swemi namowami tyle dokazał, że ja przynajmniéj w muzyce szczerze się kształciłam i że mój brat wziął się do nauki gospodarstwa ziemskiego z ochotą i wytrwał w niéj przez lat kilka, ale któż potrafi dzieciom w naszym wieku zastąpić rodziców? któż zdoła wyrugować z naszéj pamięci ich obraz w chwili, gdy się żegnali z nami, polecając swą duszę Bogu? Biedni rodzice! oni tak szczerze pragnęli pozostać z nami, i wcale nie tęsknili do innego życia, tak jak ja tęskniłam do nich po ich śmierci. Och! długo tęskniłam, i chwilami nawet teraz tęsknię, kiedy jestem smutną, a ziemia w całéj majestatycznéj pełni wznosi się na firmament.
Potém spojrzawszy w ogromną okazałą tarczę ziemi, rzekła:
— Ach jakże szczęśliwi muszą być mieszkańcy téj pysznéj planety, ukazującéj się zdumiałym oczom mieszkańców księżyca w tak świetnych barwach