Strona:PL Tołstoj - Zmartwychwstanie.djvu/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

czyny — pytał podprokurator, mrużąc oczy z chytrym uśmiechem Mefista.
— Alboż ja wiem. Ja nie wiem dlaczego — mówiła Masłowa, oglądając się naokół bojaźliwie i na chwilę zatrzymując spojrzenie na Niechludowie. Kogo chciał, tego wołał.
— Czyż poznała mnie? — myślał Niechludow z przestrachem, czując, jak krew uderza mu do twarzy. Ale Masłowa nie odróżniła go od innych, odwróciła się natychmiast, patrząc z wyrazem przestrachu na podprokuratora.
— Oskarżona przeczy — to znaczy, że miała bliższy stosunek z Kartinkinem. Bardzo dobrze. Nie pytam się o nic więcej.
Podprokurator przestał się opierać i zaczął coś pisać. W rzeczywistości zaś nic nie pisał, tylko pociągał piórem po literach swej notatki — ponieważ widział, jak prokuratorzy i adwokaci, po jakiemś trafnem zapytaniu, zapisują uwagę do swego przemówienia, uwagę, co, ma się rozumieć, pogrążyć winna przeciwnika.
Prezes nie badał dalej oskarżonej, ponieważ porozumiewał się z sędzią w okularach, czy tenże zgadza się na porządek pytań, który już uprzednio był ustanowiony i napisany.
— No i cóż dalej? — pytał przewodniczący.
— Przyjechałam do domu — ciągnęła dalej Masłowa — i położyłam się spać, Ale zaledwie zasnęłam, służąca nasza Berta budzi mnie. „Idźże — on znowu przyjechał.” Wyraz on znowu wymówiła z dziwnym strachem. On chciał posłać po wódkę ale pieniędzy mu zabrakło. Wtenczas posłał ją do swojego numeru. I objaśnił, gdzie są pieniądze, i wiele wziąć. No i pojechałam.
Przewodniczący szeptał coś do sędziego, siedzącego z lewej strony, i nie słyszał co Ma-