Strona:PL Tołstoj - Zmartwychwstanie.djvu/255

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

w turkusowy pierścień. — A teraz chodźmy do pań.
— Jeszcze jedno — przemówił Niechludow, nie wchodząc do salonu i zatrzymując się we drzwiach. — Mówiono mi wczoraj w więzieniu, że paru aresztantom wymierzono karę cielesną. Czyż to prawda?
Maslennikow poczerwieniał.
— Ach i o tem wiesz? Nie, stanowczo, mon cher, ciebie nie można wszędzie puszczać, bo ciebie zawsze wszystko interesuje. No chodźmy już, chodźmy, Anette nas szuka — rzekł, biorąc Niechludowa pod ramię i zdradzając znów niezwykłe ożywienie, tak jak po wizycie ważnej figury, tylko teraz spojrzenie jego było raczej trwożne, niż radosne.
Niechludow wysunął szorstko swoje ramię z uścisku i nie kłaniając się i nie żegnając z nikim, chmurny przeszedł przez salon, dużą salę i nie zwróciwszy najmniejszej uwagi na lokajów, którzy na jego widok w przedpokoju zerwali się na równe nogi, wyszedł czemprędzej na ulicę.
— Co mu się stało? Coś ty mu powiedział? — pytała Anetta męża.
— To à la française — odezwał się ktoś.
— To chyba nie à la française, to prędzej à la zoulou.
— Tak, on zawsze był dziwakiem.
Ktoś z gości powstał i zaczął się żegnać, ktoś nowy nadjechał i rozmowy potoczyły się w dalszym ciągu; ogólnie podchwycono niewłaściwe znalezienie się Niechludowa, jako temat najmilszy i najłatwiejszy do rozmów na dzisiejszym jour-fixi’e.
Nazajutrz po bytności swojej u Maslennikowa Niechludow otrzymał od niego list, pisany wprawnym i śmiałym charakterem, na gru-