Strona:PL Tołstoj - Zmartwychwstanie.djvu/226

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

bernatora. Mimo różnicy lat (Maslennikow liczył lat 40), byli z sobą na „ty.“
— Dziękuję ci, żeś przyjechał! Pójdziemy do żony. Mam akurat dziesięć minut wolnych przed sesyą. Pryncypał wyjechał. Rządzę całą gubernią — rzekł z zadowoleniem, którego ukryć nie umiał.
— A ja właśnie do ciebie z interesem.
— Cóż takiego? — nasrożywszy się nieco, przestraszonym i groźnym tonem rzekł Maslennikow.
— W więzieniu jest pewna osoba, która mnie obchodzi (przy wyrażeniu więzienie wice-gubernator jeszcze się więcej nasrożył). Chciałbym widywać się z nią nie w ogólnej sali przyjęcia, ale w biurze, i nie tylko w dni dozwolone, ale częściej. Powiedziano mi, że to od ciebie zależy.
— Naturalnie, mon cher, ja wszystko dla ciebie zrobię — rzekł Maslennikow, dotykając się poufale obu rękami jego kolan, jakby chcąc tym sposobem zmniejszyć swoją wielkość i dostojeństwo. — To wszystko można, ale ja jestem tylko czasowo kalifem.
— Więc możesz mi dać pozwolenie, żebym się z nią widywał.
— To kobieta?
— Tak.
— Za cóż uwięziona?
— Za otrucie. Ale skazana niesłusznie.
— Otóż to dzisiejsze sprawiedliwe sądy, ils n’en font point d’autres — rzekł nie wiadomo dlaczego po francusku. — Ja wiem, że ty się ze mną nie zgodzisz, ale cóż robić. C’est mon opinion bien arretée — dodał, powtarzając zdanie, wygłaszane w rozmaitej formie przez jedną wstecz-