Strona:PL Tołstoj - O wojnie.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na szyi i szlochano rozpaczliwie! Zwykle zachowuję się spokojnie i umiem utrzymać uczucia na wodzy; ale nie mogłem wytrzymać i też płakałem“. (W języku dziennikarskim o takich scenach mówi się: „Widać ogromny entuzyazm patryotyczny“).
„Gdzie znaleść miarę do obliczenia całego tego ogromu bólu, który obecnie rozpościera się niemal na jedną trzecią część świata? A my, my teraz jesteśmy tem mięsem armatniem, które w blizkiej przyszłości będzie złożone w ofierze Bogu zemsty i okropności!
„W żaden sposób nie mogę wrócić do równowagi duchowej. O! jak pogardzam sam sobą za rozdwojenie duszy, które przeszkadza mi służyć jednemu Panu i Bogu!“
Człowiek ten jeszcze nie dość mocno wierzy, że nie trzeba się bać tego, co gubi ciało, lecz tego, co gubi ciało i duszę, to też nie może odmówić posłuszeństwa, jednak opuszczając własną rodzinę, z góry obiecuje, że nie zrobi sierotami ani jednej rodziny japońskiej; wierzy w główne prawo Boskie, w prawo wszystkich religii, nakazujące postępować z innymi tak, jak sobie życzysz, by inni z tobą postępowali. Takich ludzi, mniej lub bardziej świadomie uznających to prawo, są w naszych czasach, nietylko w chrześciańskim, lecz również w buddystycznym, mahometańskim, konfucyuszowskim i bramińskim światach, już nie tysiące, lecz miliony.
Istnieją prawdziwi bohaterowie, nie ci, których obecnie podejmują na bankietach za to, że chcąc innych zabić, sami zabici nie zostali, ale inni, prawdziwi bohaterowie, zamknięci dziś w więzieniach i w Jakuckiej „obłasti“ za to, że stanowczo odmówili wstąpienia do szeregów morderców. Woleli męczeństwo, niż odstępstwo od prawa Jezusowego. Są też i tacy, jak ten, co pisze do mnie, co idą, lecz nie będą zabijali. Ale również i ta większość, co idzie, nie myśląc, i usiłuje nie myśleć o tem, co czyni, jednak już w głębi duszy czuje, że czyni źle, słuchając władz, które odrywają ludzi od pracy i od rodzin, a posyłają ich do niepotrzebnej rzezi, wstrętnej ich duszom, a sprzecznej z ich wiarą. A idą tylko dlatego, że są tak omotani ze wszech stron, że „gdzież się można ukryć?“
Tymczasem ci, co w domu zostają, nietylko to czują, lecz wiedzą i wypowiadają. Wczoraj na gościńcu spotkałem kilku chłopów, powracających z Tuły. Jeden z nich, idąc za wozem, czytał jakiś świstek.
Zapytałem go: „Co to? depesza?“