Strona:PL Teodor Jeske-Choiński-Gasnące słońce Tom III.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szcze mu wojna nie oddała władzy nad nami. Bij, zabij!
Zadzwoniły miecze.
Wówczas wpadł Serwiusz pomiędzy walczących, a wytrąciwszy Willibaldowi oręż z rąk, powalił go uderzeniem pięści.
Zręczność i niezwykła siła fizyczna podziałały skuteczniej na dzieci natury, aniżeli słowa rozumne. Kiedy Serwiusz wezwał zapaśników po raz wtóry, aby się rozstąpili, nie oparł się jego woli ani jeden głos. Z niemym podziwem spoglądali naczelnicy rodów na swojego księcia.
A on, podniósłszy obnażony miecz do góry, obrzucił gromadę spojrzeniem orła i mówił wolno, oddzielając wyraz od wyrazu:
— Ja, syn Radboda, wodza waszych ojców, ogłaszam z tą chwilą w lasach, podległych mojemu rozkazowi, wojnę przeciw Rzymowi. Jeśli znajduje się między wami ktoś, kogoby siła legionów przerażała, niech wystąpi, a otworzą się przed nim bramy mojego dworca, by mógł wrócić bez przeszkody do niewiast i dzieci.
Czekał, dając panom czas do namysłu. Kiedy się nikt nie odezwał, cisnął miecz na stół i wyrzekł:
— Oto odtąd wasza wola, wasze prawo jedyne. Miecz mój będzie waszym wodzem i sędzią.
Teraz zawołał Rudlib:
— Cześć wam, książę!
I zaszumiało w sali: Cześć wam, wodzu!

KONIEC TOMU TRZECIEGO.