Strona:PL Teodor Jeske-Choiński-Gasnące słońce Tom III.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przez Serwiusza, nie będzie podobny do dawniejszych.
Nieraz w nocy, obchodząc straże, zatrzymywał się na wieży głównej bramy i patrzył w srebrzystą dal, z której występowały kontury gór i lasów. Taka cisza panowała po drugiej stronie Dunaju, jak gdyby tam wszelkie życie zamarło. Nie pokazywał się ani jeden jeździec. Nawet kupcy, którzy stukali często do bram obozu, przepadli gdzieś, wzgardziwszy złotem rzymskiem.
Publiusz opierał czoło o zimny mur i słuchał. Najlżejszy szelest nie dochodził go z kraju Kwadów.
Tak milczą ludzie i przyroda tylko przed wielką burzą...