Strona:PL Teodor Jeske-Choiński-Gasnące słońce Tom III.djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w skrzyniach jedwabne tuniki, zdjąć z białych rąk pierścienie i włożyć na ufryzowaną głowę twardy szyszak. Serwiusz nie pozwolił im wytchnąć. Strasząc ich ciągle niespodziewanemi napadami, zmuszał ich ciągle do czujności.
Pożałowali paniczykowie animuszu rycerskiego, tem więcej, iż wolno im było rozpocząć karyerę obywatelską na stanowiskach cywilnych. Zdawało się im, że ich w kraju barbarzyńców czekają niezwykłe rozrywki, świetne polowania, hulanki w gronie wesołych towarzyszów, łatwe romanse z Germankami, a znaleźli ciągły trud obozowy.
Rokosz Serwiusza nie zmartwił ich wcale. Mogli się teraz rozebrać z niewygodnej zbroi i urządzić sobie życie według upodobania. Że po drugiej stronie rzeki ukazywały się od czasu do czasu hufce germańskie, niewiele ich to obchodziło. Siedzieli przecież w warownym grodzie, którego bramy wystarczało zamknąć — tak mniemali — by drwić z niemocnych pogróżek barbarzyńców.
I bunt Obozu nie przeraził trybunów.
Niezadowolenie wojska znali już pierwsi imperatorowie. Każdy nowy cesarz opłacał uznanie legionów hojnemi datkami pieniężnemi i obietnicą zabezpieczenia starości weteranów. W miarę jak rosła nienawiść między monarchą a stanami uprzywilejowanemi, podsycana obustronnym strachem, wzmagała się też buta armii. Legiony zrozumiawszy, że boskość Cezarów opiera się na ich mieczach, stawiały coraz zuchwalsze żądania. Co chwila przychodziły do Rzymu wiadomości o buntach obozów, rozrzuconych po imperium. Wówczas szli zwykle