Strona:PL Teodor Jeske-Choiński-Gasnące słońce Tom III.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

prószone włosy spadały w nieładzie na jego szerokie czoło.
Siedział pochylony, opuściwszy białą, drobną, nerwową rękę na poręcz krzesła. Od czasu do czasu drgnął, jak gdyby go zimny dreszcz przenikał.
Nie dreszcz go męczył. Duszę myśliciela przepełniał żal człowieka, który czuje się pokrzywdzonym przez życie. Los wyniósł go ponad wszystkich śmiertelników, zrównał go z bogami, ale tylko na to, żeby jego serce napoić goryczą.
Jeżeli kto, to miał on prawo do szczęścia. Zapatrzony w świetlaną postać przybranego ojca, sumienny wykonawca woli Pobożnego Antonina, starał się stłumić w sobie w sobie wszystkie nieszlachetne pożądania i ambicye ludzkie. W domu był dobrym mężem, ojcem, bratem i panem, na tronie sprawiedliwym monarchą, w stosunkach z doradcami szczerym przyjacielem. Krzywdy cudzej nie pragnął, krwią, przelaną niewinnie, brzydził się, ubogim podawał rękę hojną, a nieszczęśliwych pocieszał.
A za to?... Żona zdradzała go bezwstydnie, ukochany syn przerażał go dzikością, brat urągał jego zasadom rozpustą i cynizmem, przyjaciele wyzyskiwali go, naród zaś drwił z jego pobłażliwości. — „Filozofującą babą“ nazywał go Rzym.
Marek Aureliusz wiedział bardzo dobrze, co się naokoło niego działo, czytał w duszach i sercach pochlebców, przenikał zamiary karyerowiczów, ale udawał, że wierzy w szczerość obłudnych uśmiechów. Jego wrodzona prawość łudziła się rozmyśl-