Strona:PL Teodor Jeske-Choiński-Gasnące słońce Tom III.djvu/070

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tor zniknie za kotarą, potem odwrócił się i opuścił salę.
Szedł długim przedsionkiem, wyprostowany, dumny, ze zmarszczką na czole. Niósł w sobie burzę, której dalekie odgłosy słyszał w duszy.
Pękł ostatni łańcuch, przykuwający go do Rzymu, rozpadła się w proch cała jego przeszłość. Rycerz i prefekt legionów był znów wolnym Germaninem.
Kiedy stanął na schodach, wiodących na dół, na Forum romanum, zachodziło właśnie słońce nad Rzymem. Zachodziło krwawo, lejąc potoki różowego światła na białe, marmurowe pałace i świątynie.
Serwiusz obrzucił ponurem spojrzeniem miejsce, na którem rozgrywały się tylokrotnie losy świata, i mruknął:
— Pragniesz ciągle świeżej krwi, nienasycony pająku, coś się rozsiadł nad brzegiem Tybru, i ssiesz tysiącem paszcz soki żywotne z setek ludów... Będziesz jej miał dużo, tak dużo, że ci obrzydnie... Napijesz się tego najdroższego soku na długie lata...
Zaśmiał się ochrypło i odszedł w stronę Kapitolu.

................

Nazajutrz, o świcie, posuwał się ulicą Wysoką oddział pachołków miejskich, których prowadził główny kat Rzymu.
W środku czworoboku, utworzonego przez żołnierzy, postępowały dwie kobiety w sukniach zbro-