Strona:PL Teodor Jeske-Choiński-Gasnące słońce Tom III.djvu/066

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Powiedz boskiemu imperatorowi, że Serwiusz Klaudyusz Kalpurniusz, prefekt legionów, pragnie złożyć u stóp tronu duszę zbolałą — wyrzekł.
Służba cesarska, przywykła do dobroci pana, uczyniła zadość jego żądaniu.
Nie czekał długo. Po chwili wrócił jeden z podkomorzych i uchylił przed nim zasłony sali.
Serwiusz wszedł i stanął obok ołtarza domowego, zwróciwszy oczy w stronę drzwi, prowadzących do dalszych pokojów.
I znów nie czekał długo.
— Witaj prefekcie — odezwał się głos cichy i Marek Aureliusz spoczął na tronie.
Miał na sobie ciemny płaszcz filozofa. Nie zdążył nawet zarzucić togi purpurowej.
— Bądź pozdrowiony, boski imperatorze — wyrzekł Serwiusz, przykładając rękę do piersi. — Jeśli przekroczyłem zwyczaje, przyjęte na dworze cesarskim, ty mi przebaczysz, panie mój i wodzu naczelny, albowiem nie do rządcy świata przyszedłem, lecz do ojca ubogich i pocieszycieli nieszczęśliwych.
— Mów — zachęcał go cesarz. — Wiele wolno w Rzymie takim, jak ty, tarczom naszego pogranicza.
— Przybyłem do Rzymu szukać narzeczonej — ciągnął Serwiusz dalej — i znalazłem jej ślady w więzieniu poborcy Fabiusza.
— Prefekt miasta uwiadomił mnie o gwałcie Fabiusza i zarządził już środki do ukarania tego zbrodniarza. Wracaj do obozu, sprawiedliwość bowiem będzie ci wymierzona.
Serwiusz zbliżył się do tronu. Pochyliwszy