Strona:PL Teodor Jeske-Choiński-Gasnące słońce Tom III.djvu/020

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Usunąć ją z drogi.
— Czy masz dowody?
— Będę je miała. Przyszłam do ciebie zapytać się, który pretor sądzi sprawy chrześcian?
— Sprawy obwinionych ze stanu senatorskiego należą przed trybunał Publiusza.
— Publiusza! — zawołała Tullia. — I ty mówisz, że mnie szczęście opuściło? Nawet Furye nie zdobyłyby się na zemstę okrutniejszą. Publiusz, sądzący Mucyę! Ha, ha, ha...
Śmiała się żółcią, obrażoną dumą, nienawiścią natury gwałtownej.
— Teraz przekonamy się, jak daleko sięga twoja cnota obywatelska, Rzymianinie dawnego obyczaju! Będziesz miał sposobność dowieść światu, że ród Brutusów nie wygasł jeszcze między nami.
I znów dławił ją śmiech bolesny, zmieszany z łkaniami zrozpaczonej kobiety.
— Mucya przed sądem Publiusza... ha, ha, ha... Nawet Arystofanes nie wymyśliłby sceny komiczniejszej.
Marek nie zatrzymywał Tulli, gdy uścisnąwszy jego rękę, wybiegła szybko z pokoju. Sam nieszczęśliwy, stał się obojętnym na cudzy smutek.
Tullia, wsiadłszy do lektyki, kazała tragarzom przyśpieszyć kroku. Niosła ją burza, która zwirowała spokój jej duszy.
Do ostatniej chwili łudziła się, że pokona ostatecznie Mucyę. Była kobietą urodziwą i wytworną, jak niewiele dam rzymskich. Jej giętki, przez najlepszych mistrzów greckich oszlifowany umysł try-