Strona:PL Teodor Jeske-Choiński-Gasnące słońce Tom II.djvu/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nie obcą była prefektowi legionów groza bitwy, ale na polu chwały nie miał czasu do trwogi i spostrzeżeń. Kiedy spadał na czele swoich Germanów na karki krzykliwych barbarzyńców, wówczas zalewała mu krew żołnierska mózg i oczy. Ponad sobą widział tylko obowiązek rycerza w postaci sztandaru, a przed sobą nieprzyjaciół państwa rzymskiego. Szerząc naokoło siebie postrach i zniszczenie, wiedział, że broni spokoju tysięcy siół i miast, rozrzuconych na pograniczu. Zabijając, dawał życie.
A oni, ci nędznicy, za co się oni tak namiętnie, tak okrutnie mordują? Nie są sobie wrogami i nie składali przysięgi orłom Cezarów. Jeżeli ich to pyszne plemię, które się mieni królem narodów, okuło w kajdany i zmusiło do służby gladyatorskiej, to nie obciążają w tej chwili ich rąk żelaza hańbiące. Mają broń i ramiona swobodne. Na Walhallę! Jest ich pięciuset wytrawnych szermierzy, a zagryzają się, jak głodne szczury. Dlaczegóż nie rzucą się na tych nikczemników, którzy się ich rozpaczą bawią? Zanim straż cesarska nadbiegnie, wytną połowę tych okrutników. Zginą, ale zemszczą się straszliwie.
Serwiusz nie gardził gladyatorami, jak Publiusz, lecz dziwił się ich powolności. Germanin, w którego duszy czaił się bunt i tlił płomień odwetu, tłumiony przez wychowanie rzymskie, nie rozumiał śmierci tak biernej. To są psy, nie ludzie; gorsi nawet od psów, bo i zwierzę domowe, sprzykrzywszy sobie poniewierkę, ukąsi rękę niesprawiedliwą.
Kiedy się Serwiusz przyzwyczaił do dzikiej wrzawy, wówczas rozglądał się zdumionem okiem wokoło. Tak więc potężnym jest urok władzy, że czaruje nawet wtedy i zmusza do posłuszeństwa,