Strona:PL Teodor Jeske-Choiński-Gasnące słońce Tom II.djvu/086

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Niech wejdzie! — rozkazał Felix, podnosząc się z krzesła.
Odwiedziny panien w pracowniach retorów, filozofów i poetów nie należały w Rzymie cezarów do wypadków rzadkich, ale młodsza Kornelia była patrycyuszką dawnego obyczaju, który nie pochwalał zbytniej swobody płci pięknej. Wiedział o tem Felix i dlatego zdziwił się śmiałości Mucyi.
Kiedy weszła, pochylił głowę i przyłożywszy rękę do piersi, wyrzekł:
— Domyślam się, że tylko bardzo ważna sprawa skierowała twoje dostojne nogi w moje nizkie progi.
Zanim Mucya odpowiedziała, obejrzała się uważnie po pokoju.
Felix zrozumiał znaczenie tego wzroku, bo dodał:
— Ściany moje są tak nieme i głuche, iż nawet tortury nie wydobyłyby z nich ani jednego dźwięku. Możesz wszystko mówić.
Usiedli naprzeciw siebie, przedzieleni stołem, zarzuconym zwojami papieru i książkami.
— Jedna z moich niewolnic, Egipcyanka Mimut, dostała się wczoraj w moc prefekta miasta — zaczęła Mucya.
Podejrzliwie spojrzał na nią Felix, znał bowiem nienawiść patrycyuszów do chrześcian.
— Czy wolno wiedzieć, za jakie przestępstwo dosięgła twoją niewolnicę sprawiedliwość boskiego cesarza? — zapytał.
— Rodzaj tego przestępstwa znasz równie dobrze, jak ja.