Strona:PL Teodor Jeske-Choiński-Gasnące słońce Tom II.djvu/077

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Rzymu. Nie oddawajcie się sami w ręce pretorów, nie drażnijcie nienawiści wrogów obelgami, miotanemi na ich bożyszcza, nie szukajcie śmierci własnowolnie, ale kogo Bóg wybierze do palmy męczeńskiej, ten niech się w godzinie ostatniej modli gorąco, by mu Pan panów dał moc do zniesienia złości tego świata. Ktoby zaś z was nie czuł siły do wytrzymania tortur, ten niech się schroni do grobów podziemnych — lub uchodzi w góry.
Zamilkł, rozglądając się wokoło płomiennem okiem Afrykańczyka. I Mucya spojrzała na swoje najbliższe otoczenie, szukając na twarzach chrześcian wrażenia jego smutnej zapowiedzi. Zdawało jej się, ze słowa retora powinny wywołać okrzyk trwogi, że poruszą tłum, zagrożony prześladowaniem.
Ani jedna ręka nie podniosła się do góry z groźbą, ani jedne usta nie zbladły. Chrześcianie słuchali żałobnej wiadomości ze spokojem ludzi, przywykłych do nieszczęścia. Zamiast przestrachu, dostrzegła Mucya na wielu ustach uśmiech lekceważący. Ci ludzie gardzili śmiercią, jak jej przodkowie, ginący bez skargi za chwałę Rzymu.
Coraz więcej zbliżało się serce patrycyuszki do wzgardzonych sekciarzów. Zaczynała ich podziwiać i szanować.
— Kogo Pan panów wybierze do palmy męczeńskiej — mówił Minucyusz Felix dalej — temu niech w chwili okrutnej próby będzie pociechą świadomość nicości tej ziemi. Nie nas, dzieci jednego, sprawiedliwego, dobrego Boga, trwoży śmierć, straszna tylko dla tych, którzy łączą wszystkie nadzieje, z życiem i jego rozkoszami. Czemże-bo dla nas ży-