Strona:PL Teodor Jeske-Choiński-Gasnące słońce Tom II.djvu/060

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pokrył wszystkich długów, stali się handlarze tak natrętnymi, że domagali się osobistej rozmowy z pretorem. W uniżonem oddaleniu trzymał ich jeszcze wysoki urząd Marka, ale za kilka tygodni skończy się jego pretura, a wówczas?... Inny senator zasiądzie na stolicy sędziowskiej, jego zaś opadną zewsząd łupu chciwi lichwiarze.
Targując się z Fabiuszem, walczył Marek o spokój, o niezależność. Chciał się uwolnić od reszty wierzycieli i zapewnić sobie swobodne życie na długie lata.
Zdawało mu się, że związek z Liwią będzie mu tak obojętnym, jak wiele innych stosunków, które na to tylko splatał, aby je targać i rzucać. Setkom kobiet przysięgał miłość, zapominając o nich, gdy znalazł nową, świeżą zabawkę. Najpiękniejsze niewolnice nabywał pod portykiem Agryppy i sprzedawał po jakimś czasie, znudzony ich wdziękami, śpiewem i tańcem.
A jutro miał się połączyć na zawsze z dziewczyną, do której nie czuł nic, oprócz pogardy patrycyusza dla córki wyzwoleńca i handlarza. Liwii nie hędzie mógł cisnąć, jak to uczynił z pierwszą żoną, tylko bowiem miliony Fabiusza utrzymają go na stanowisku senatora.
Marek ruszał się niespokojnie na sofie. Jego naturę lekkomyślną, zmienną, przerażały kajdany, które miał na siebie włożyć.
A potem ten ohydny targ!
On, Kwintyliusz, który trzymał całe wojsko gladyatorów, sprowadzał z Afryki słonie i lwy, z Hiszpanii byki, z lasów germańskich żubry i jele-