Strona:PL Teodor Jeske-Choiński-Gasnące słońce Tom I.djvu/021

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z klijentami, wszedł do swej pracowni. I tu niebyło śladów zbytku i wykwintu. Na mozaikowej posadzce znajdował się duży stół dębowy, spoczywający na grubej nodze, której podstawę tworzyły cztery łby niedźwiedzie, wyciosane z kamienia. Pod jedną ze ścian widać było dwie szafy, wypełnione księgami i zwojami pergaminów. Kilka krzeseł z wygiętemi poręczami kończyło umeblowanie pokoju, którego całą ozdobę stanowiły biusty marmurowe, przedstawiające: Wergilego, Tacyta, Juwenalisa, Nerwę i Trojana.
Publiusz Kwintyliusz Warus, oddawszy togę Arlemidorowi, spoczął na dużym fotelu bez żadnego wysłania i wskazał Kajowi ruchem ręki stołek.
Kiedy klient nie chciał korzystać z jego uprzejmości, wyrzekł:
— Usiądź! Przyjacielem mi będziesz, nie sługą.
Zwracając się do niewolnika greckiego, rozkazał:
— Zawołaj Zygfryda!
Gdy zostali sami z Kajem, mówił głosem cichym, jakby zmęczonym:
— Zdawało mi się, że dobry przykład bozkiego Marka Aureliusza oddziała korzystnie na próżniaczy tłum plebejów, że odwróci ich serca od podłej żebraniny, nie przynoszącej chluby godności obywatela rzymskiego; tymczasem nie dostrzegam po kilkoletniej niebytności w stolicy żadnej zmiany. Trajan, Antoniusz i Marek Aureliusz nie zdołali uszlachetnić motłochu, którego dziadowie oklaski-