Strona:PL Tadeusz Chrostowski-Parana.pdf/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rzyły się olbrzymie góry wodne o białych szczytach i, pędząc jedna za drugą, uderzały z wściekłością w boki statku, który pod temi razami pochylał się gwałtownie i z niezmierną trudnością posuwał się naprzód.
Tył statku, gdzie obrałem sobie stały punkt obserwacyjny, to zanurzał się w wodę poniżej poziomu morza, to znowu z błyskawiczną szybkością i głośnym warkotem śrub wylatywał w górę. Huśtawka taka mogłaby być nawet przyjemna, gdyby nie trwała zbyt długo. Kiedy jednak trwa doby całe, staje się rozrywką mniej ponętną, szczególniej wobec świadomości, że zabawy tej nie zdołalibyśmy przerwać nawet wtedy, gdyby „łupina“ nie wytrzymała naporu fali i pękła, co mogłoby zdarzyć się z łatwością, gdyż niedawno nasz Hohenstaufen nadwyrężył się tak silnie o skałę podwodną, że nieledwie cudem uniknął zatonięcia.

Mewy znikły. Poetyczne te ptaki do tego stopnia ożywiają monotonję podróży, że, nie widząc ich, uczuwamy dotkliwą pustkę. Nie oddalenie od lądu spowodowało ich nieobecność, lecz silna wichura. Czas jakiś widzieliśmy je w oddali, jak sunęły naprzód, walcząc z porywami wichru — wreszcie znikły nam z oczu, ustępując miejsca burzykom. Ciemnej barwy, o silnie zbudowanych skrzydłach ptaki te zdawały się igrać z burz-