Strona:PL Tadeusz Chrostowski-Parana.pdf/239

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

skich wybryków, zwołując się tylko ustawicznie gwizdaniem.
Syt wrażeń skierowałem się wreszcie ku „domowi“. Na skraju lasu zauważyłem ciekawą ptaszynę — koliberka Chlorostilbon aureiventris. Cały zielony o metalicznym połysku i z czerwonym dzióbkiem maleńki ów ptaszek dostrzegł mię również i nietylko nie uląkł się mego widoku, lecz zadowolony najwidoczniej, że mu się tak przyglądają, jął wykonywać przeróżne kokieteryjne ruchy: to przeciągał się na gałązce, to figlarnie poruszał główką, to znów prężył skrzydełka, zerkając wciąż na mnie bystrem oczkiem.
Dobrnąłem wreszcie do namiotu, zmęczony borykaniem się z bujną roślinnością. Umieściwszy ostrożnie pod muślinową siatką kijek z przywiązanemi za języki zdobytemi ptaszkami, pobiegłem czem prędzej do ogniska. Fiżon, choć niedoglądany, był już prawie gotów, po krótkiej tedy krzątaninie przystąpiłem w skupieniu ducha do spożywania darów bożych. Wtrącę nawiasem, że nigdy i nigdzie na świecie jadło tak mi nie smakowało, jak w puszczy przyrządzone własnoręcznie. Zapewne ożywcze, pełne ozonu powietrze leśne wpływało na zaostrzenie apetytu, nie był również bez wpływu i ciągły ruch na świeżem powietrzu i wysiłek fizyczny, największą atoli rolę przypisuję czynnikom psychicznym, prze-