Strona:PL Tadeusz Chrostowski-Parana.pdf/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

spiralnie koła dokoła pni drzew, doszedłszy zaś do korony, przelatywał na dolną część drzewa sąsiedniego i znowu rozpoczynał oryginalną swą wędrówkę. Od czasu do czasu zatrzymywał się i, przykładając ucho do drzewa, nasłuchiwał uważnie — rzekłbyś, iż lekarz auskultuje chorą pierś pacjenta.
Nisko, wierzchołkami krzewów ciągnęły wielkie mrówkołowy Thamnophilus gilvigaster: pochwyciwszy dużego owada, siadały na gałązce i tłukły swą zdobycz o pień drzewny, co czyniło wrażenie, jakby kuły korę na wzór dzięciołów. Z wierzchołków drzew raz po raz wylatywały muchołówki (Phylloscartes ventralis); te znowu, pochwyciwszy owada w powietrzu, powracały na swe miejsce, by go spożyć w spokoju, poczem ciągnęły dalej za gromadą.
Postępowaliśmy tak długo za gromadą, dopóki nie oddaliła się zbytnio w głąb lasu, wówczas należało powracać, albowiem do zachodu słońca pozostawało niewiele czasu.
Wracając udało mi się zdobyć jeden z najcenniejszych okazów, którego obecności w Paranie nawet nie przypuszczałem. Z wierzchołka drzewa, rosnącego w pobliżu rzeki, rozległ się nagle charakterystyczny dla dzięcioła turkot, jaki ptaki te wydają, uderzając z niezmierną szybkością dziobem w suchą gałązkę. Ma to na celu wystraszenie owadów