poronień, rozdzierają obłudnie szaty nad szkodliwością tego zabiegu, przytaczają statystyki. I nic nie pomagają tutaj żadne wyjaśnienia: powtarzają uparcie swoje z całą złą wiarą świętoszka.
A teraz, jak wygląda druga strona medalu. Weźmy do ręki numer Gazety Warszawskiej; numer niedawny, z października 1931 r.
Jest tam ogromny stukilkudziesięciowierszowy anons, — anons w tekście: wiadomo co się za to płaci, — reklamujący preparat leczniczy. W samym anonsie nic osobliwego, ot, zwykłe sobie reklama apteczna: środek pomaga oczywiście na wszystko, grypa, angina, malarja, gruźlica, krztusiec, kaszel, bóle głowy, choroby żołądka, wątroby, katar żołądka, płuc i nerek, bóle kości, nerwica serca, dyzenterja i wszelkie inne niedomagania. Słowem, żyć nie umierać. Ale prawdziwy sens tego kosztownego anonsu mieści się dopiero w końcowej specjalnej »uwadze«, która brzmi:
Cel anonsu jest zupełnie jasny; wszystko inne jest dekoracją, chodzi tu poprostu o reklamę środka na... spędzenie płodu. Nawet dawkę oznaczono. Ten system ukrytej negatywnej reklamy jest doskonale znany; szczególnie znajduje zastosowanie w pismach