Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Nasi okupanci.djvu/027

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy chodzi o uświadamianie naszego ogółu w tej mierze, nastręcza się parę uwag. Regulacja urodzeń — mimo że ma odrębne swoje znaczenie i doniosłość — jest tylko fragmentem wielkiego ruchu, jaki dokonywa się w świecie pod znakiem reformy życia płciowego. Istnieje światowa liga tej reformy, odbywają się kongresy, biorą w ich pracach udział najwięksi pisarze. U nas prawie nic się o tem nie wie, nie mówi się o tem, nie pisze. Nietylko niema żadnej organizacji, ale niema żadnych informacyj. Dzienniki nasze, pochłonięte walkami politycznemi, nie zdają sobie sprawy z tego, że sprawy obyczajowe ważniejsze są może nawet od formy rządu i od brzmienia konstytucji.
Niema dziś w Polsce sprawy gwałtowniejszej, ważniejszej. Powinno się o niej mówić wciąż, krzyczeć, uświadamiać, działać. Powinnoby się sporządzić rodzaj katechizmu i rozrzucać go w miljonach egzemplarzy. Trzeba tam uczyć, że:
1) Płodność, którą lubimy się chełpić, jest blichtrem i klęską; jest w znacznej mierze złudna, ponieważ konsekwencją jej jest równoczesne zwiększenie śmiertelności dzieci. Otóż dziewięciomiesięczna ciąża, karmienie i hodowanie dziecka skazanego na śmierć jest olbrzymim ubytkiem kapitału, nieszczęściem rodziny, ruiną sił matki.
2) Nadmierna ilość dzieci chowanych w ciasnem mieszkaniu, bez powietrza i słońca, najczęściej niedożywionych, stale zmniejsza wartość materjału ludzkiego. Nadmiar umiera, upośledzenie zostaje.