Francuzi nie myślą ustępować. Wielu Francuzów, wielu pogan umiera. Aż do wieczora, bitwa szaleje. Ilu pomarło baronów francuskich! Ile żałoby jeszcze, nim się to skończy!
Francuzi i Arabowie biją na wyprzódki. Tyle drzewców się łamie, tyle ostrych włóczni. Ktoby widział te potrzaskane tarcze, ktoby słyszał te białe pancerze dzwoniące, te tarcze zgrzytające o hełmy, ktoby widział tych rycerzy padających, i tylu ludzi wyjących i umierających na ziemi, tenby sobie przypomniał wielką boleść. Ciężko jest strzymać tę bitwę. Emir wzywa Apolina i Terwagana, a także Mahometa: „Moi panowie bogowie, długo wam służyłem. Zrobię wam posągi ze szczerego złota!...“ Staje przed nim wierny sługa Gemalfin, przynosi mu złe nowiny. Powiada: „Baligancie, wielkie nieszczęście przyszło na ciebie. Malpramis, twój syn, stracony. I Kanabej, twój brat, zabity. Dwom Francuzom los dał ich pokonać. Jeden, zda mi się, to sam cesarz: rycerz wielkiej postawy, wygląda na potężnego pana, brodę ma białą jak kwiaty w kwietniu“. Emir spuszcza głowę, której hełm ciąży, twarz mu się chmurzy, boleść jego jest wielka, zda się iż z niej skona.
Woła Jangleja z Zamorza.
Emir powiada: „Jangleju, przybądź. Jesteś dzielny i mądry wielce: zawsze zasięgałem twojej rady. Co sądzisz o Arabach i o Frankach? Czy będziemy mieli zwycięstwo w tej bitwie?“ A tamten odpowiada: „Zginąłeś, Baligancie, bogi twoje nie ocalą cię. Karol jest dumny, ludzie jego waleczni. Nigdy nie widziałem plemienia tak śmiałego w boju. Ale wezwij na pomoc baronów z Ocjantu, Turków, Enfrunów, Arabów i Olbrzymów. Cobądź się stanie, nie ociągaj się!“