Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński-Pieśń o Rolandzie 047.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
XCV

Jest tam jeden król, na imię ma Korsablis. Przybył z Barbaryji, z dalekiej ziemi. Krzyczy na innych Saracenów: „Możemy łacno wygrać tę bitwę; Francuzów jest tak mało, możemy gardzić nimi: Karol nie ocali ani jednego. Oto dzień, w którym trzeba im umrzeć. Usłyszał to arcybiskup Turpin. Niema pod słońcem człowieka, któregoby bardziej nienawidził. Spina konia złotemi ostrogami i mężnie zrywa się aby go ugodzić. Skruszył mu tarczę, rozpruł pancerz, wbił mu w ciało swoją wielką kopję; przyciska mocno, potrząsa nim, zdziera z konia i wali go trupem na ziemię. Patrzy na ziemię, widzi leżącego zdrajcę. Nie omieszka pogwarzyć z nim trochę: „Poganinie, synu niewolnika, zełgałeś! Karol, mój pan, zawsze może nas ocalić; nasi Francuzi nie mają serca do ucieczki, a waszych kompanów osądzimy tutaj. Powiem wam nowinę: trzeba wam ponieść śmierć. Bijcie, Francuzi! Niech żaden się nie zapomina! Pierwszy cios jest nasz, Bogu za niego chwała!“ Krzyczy: Montjoie! aby zostać panem pola.

XCVI

Zaś Geryn wali Malprymia z Brygalu. Tęga tarcz poganina nie warta mu jest ani szeląga. Geryn kruszy jej kryształową sprzączkę; połowa upada na ziemię, rozcina mu pancerz aż do ciała i wbija mu swą tęgą kopję w żywe mięso. Poganin wali się jak kłoda; duszę jego czart unosi.

XCVII

A jego towarzysz Gerjer wali emira. Kruszy mu tarczę, rozdziera koszulkę drucianą, wbija mu w trzewia srogą włócznię; przyciska mocno, przeszywa mu żeleźcem ciało, i drzewcem ściąga martwego na ziemię. Oliwier powiada: „Dobra nasza bitwa!“