Strona:PL Szpieg.djvu/055

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stary wojskowy! com za ojczyznę krew przelewał! uderzył się w piersi.
— Zkądże ta potwarz? kto śmiał ją rzucić, mów, ażebym mu język wydarł z gęby. Kto to ci powiedział?? kto! kto? kto?
Porucznik z taką to mówił gorącością, tak pragnął syna oszukać i tak zrozpaczonemu dziecku wydał się oburzonym że Juljan pobladłszy strasznie ze złożonemi rękami padł przed nim na kolana, a potem twarzą na ziemię ściskając go za nogi.
— Ojcze, zawołał rozczulony, przebacz! daruj! zapomnij! Szło mi o ciebie, o nas wszystkich. W téj chwili gdy się budzi ojczyzna, usłyszeć obwinienie takie, jest wyrokiem śmierci. Przyznam ci się nie mógłbym był wytrzymać ohydy naszego imienia. Patrz! oto broń nabita, chciałem sobie życie odebrać.
Porucznik ledwie się trzymał na nogach ale niebezpieczeństwo syna dodawało mu sił do heroicznego kłamstwa.
— O! ludzie, zawołał, kogoż ten złośliwy język nie dotknie! I mnie? mnie? com walczył za kraj, co prześladowany nędzę znoszę śmieli posądzić.
Tu zatrzymał się i nagle spytał:
— Gdzież? kto ci to powiedział?
— A! nie wiem! nie znam go, ten zbrodzień wskazał mi ciebie ręką i po dwakroć powtórzył — To szpieg....
Porucznik straszliwie się oburzył, chodził po izbie wyrzekając, klnąc, przysięgając przed synem że to była najohydniejsza potwarz.
Poczciwy Juljan myślał tylko jakby ojca ukołysać i uspokoić. Chodził za nim, całował go