Strona:PL Szpieg.djvu/034

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Dalibóg to ja! rzekł odwracając się porucznik. Pan pułkownik?
— A ty co tu robisz? byłem pewny że już gdzieś od dwudziestu lat gnijesz w ziemi.
— A! jeszcze nie, rzekł z wielką pokorą i jakby zawstydzony porucznik Presler. Dawno mnie już djabli wziąść byli powinni, ale wolą męczyć żywego.
— No, coż się z tobą dzieje? Od czasu jak cię wypędzili z wojska coś robił?
— A co? panie pułkowniku biedem jadł a bieda mnie jadła. Jako żywo niesprawiedliwie przegnali mnie z pułku a potem już nigdzie człek miejsca zagrzać nie mógł. Zabawiałem się różnym przemysłem, handelkami, i ot tak, ot tak, życie się przeciułało. Jeszcze na dobitkę trzeba się było człowiekowi ożenić, a baba sekutnica i dwoje dzieci na karku.
Stary człowiek którego Presler nazywał pułkownikiem poglądał na niego z politowaniem, milczał, długo myślał, z pod oka mu się przyglądał i rzekł ciszéj:
— Hem, toś pewnie musztry i exercerunku musiał zupełnie zapomnieć?
Tych kilka wyrazów dziwne na nim zrobiły wrażenie, przed chwilą był jeszcze w duszy starym żołnierzem, dwuznaczne te słowa przypomniały mu że został szpiegiem. Poczuł w nich jakąś woń podejrzaną i szybko odpowiedział:
— Ale nie, panie pułkowniku, człek co raz się w wojsku nauczył tego nigdy nie zapomina.
— Aleć to już dawno! rzekł pułkownik.
— Przecie gdyby dziś potrzeba było, dodał tajemniczo Presler, jeszczeby się z karabinem i bagnetem dało rady.