Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/779

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

się nie zmieni! uspokój się; spodziewam się, że ta krytyczna epoka będzie tylko przemijającą! nie mówmy już o tem; pozwól mi teraz oddać się wyłącznie radości, że cię oglądam.
— Lecz... jeżeliby obawy twoje...
— Magdaleno — rzekła Zofja, uśmiechając się i przerywając powtórnie swej przyjaciółce — najprzód mówmy o tobie.
— Egoistko...
— To prawda, za twoim przykładem, ale, powiedz mi, wszakże jesteś szczęśliwa, nieprawdaż? pomimo, że jesteś margrabiną, zapewne jak ja, poszłaś za mąż... z miłości... i twój mąż...
— Jestem wdową...
— O! mój Boże, już...
— Byłam nią w wilję mego ślubu, kochana Zofjo.
— Jakto, cóż to ma znaczyć?
— Jakkolwiek wydaje ci się to nadzwyczajnem, jednak jest to rzecz bardzo prosta. Słuchaj: po wyjściu mojem z pensji, wróciwszy do Meksyku, gdzie mnie, jak ci wiadomo, wzywał mój ojciec, znalazłam już tylko jednego krewnego mej matki, margrabiego de Miranda, leżącego na śmiertelnem posłaniu skutkiem zarazy, panującej podówczas w Lima. Widział mnie jeszcze maleńką, a sam nie miał dzieci. Wiedział, że majątek mego ojca był prawie zupełnie zniszczony z powodu zgubnych procesów. Był on dla mnie zawsze bardzo dobry, otóż prawie przed samą śmiercią ofiarował mi swą rękę. Przyjmij ją, droga Magdaleno, biedna sieroto, powiedział do mnie. Moje imię nada ci pewne położenie w towarzystwie, a mój majątek zapewni ci niezależność i umrę zadowolony, wiedząc, że będziesz szczęśliwą.
— Szlachetne serce! — rzekła Zofja.
— Tak jest — odpowiedziała Magdalena z rozrzewnieniem — był to człowiek najlepszy w świecie. Zapewne samotność, w jakiej się ujrzałam, jego nalegania, skło-